Phyrra Carkalyn

Go down 
AutorWiadomość
Sofia Maria Rodriguez
Admin
Sofia Maria Rodriguez


Posts : 23
Join date : 07/08/2015
Age : 30

Statystyki
Odwaga:
Phyrra Carkalyn Left_bar_bleue5/5Phyrra Carkalyn Empty_bar_bleue  (5/5)

Phyrra Carkalyn Empty
PisanieTemat: Phyrra Carkalyn   Phyrra Carkalyn EmptyCzw Sie 24, 2017 9:30 pm


Pełne imię i nazwisko: Phyrra Carkalyn , w przestępczym półświatku znana jako Zjawa
Wiek 68 lat
Rasa Aquarian (atlanta x elf)
Pierwiastek Magiczny Powietrze (średni)
Dom Magiczny Powietrze
Znamię Magiczne 45%, garstka piórek uniesionych na wietrze
Grupa Szare Kły / Obywatele
Zawód Rybaczka/Przemytniczka
Pochodzenie Wychowywała się w Proxolli Północnej.
Aktualne miejsce zamieszkania Larnwick
Czary

Podmuch wiatru
Cieniste Szpony
Pustka
Specjalizacje

TEKST
TEKST
TEKST
TEKST
Umiejętności

Wspinaczka
Posługiwanie się krótką bronią białą
Żegluga
Fobie/Choroby

Strach przed samotnością
Strach przed ogniem
Hazardzistka
Klaustrofobia
Osobowość postaci

Członkini przestępczego półświatka, hazardzistka i do tego ruda. Mogłoby się wydawać, że żadna gorsza persona nie może stanąć na Twojej drodze, ale to nieprawda. Phyrra może i nie ma duszy, za to zachowała serce. Jest całkiem pogodna i skłonna do żartów - bez żadnego tabu, za to z ciętymi ripostami. Stanowi dobre towarzystwo, o ile nie nadepnie się jej na odcisk. Najlepiej czuje się w wodzie, na wodzie lub wspinając się na budynki lub na drzewa. Każdą z tych trzech rzeczy praktykuje, kiedy tylko może i śmieje się przy tym, że jako stuprocentowa marzycielka niespecjalnie przepada za stąpaniem twardo po ziemi. Dzięki temu potrafi pojawić się na horyzoncie w sposób niespodziewany, skąd pochodzi jej przydomek. Oczywiście, to nie tak, że można się po niej spodziewać iście anielskiego charakteru. Nie. Jest przestępczynią. Robi to, co do niej należy i robi to dobrze, bez zbędnych wyrzutów sumienia, nawet jeśli przy tym kogoś krzywdzi. Częściowo jest to jednak maska - chłodnej, obojętnej i wyrachowanej przemytniczki. Zjawa bowiem doskonale wie, że okazanie jakiejkolwiek słabości zostanie skrzętnie wykorzystane przeciwko niej - sama by tak przecież zrobiła. Mimo to od prostej, nieokiełznanej agresji woli podstępy. Brzydzi się zabijaniem i nie praktykuje go, jeśli nie jest to absolutnie konieczne. Zawziętość i nieustępliwość może sprawiać, że hybryda bardziej skojarzy się z pierwiastkiem ognia niż powietrza, co zwykła skrzętnie wykorzystywać - zawsze to jakieś zaskoczenie. A tak naprawdę, to prawdopodobnie tym cechom zawdzięcza to, że w ogóle jeszcze żyje. Ostatecznie to ciekawość jest pierwszym stopniem do piekła, a Phyrra najchętniej zajrzałaby do każdej mysiej dziury, gdyby tylko mogła. Uwielbia wiedzieć i odkrywać. Nienawidzi niedostępnych jej tajemnic.  Nieopanowana miłość do kart sprawiła już raz, czy dwa, że ruda wyprodukowała sobie niebezpieczne długi. Obie te cechy sprowadziły na nią już w życiu wiele kłopotów i wydostała się z nich tylko, dlatego że nigdy nie zwykła się poddawać. Nie nauczyła się, żeby nie wściubiać nosa w nie swoje sprawy i trzymać z daleka od krupierów, jednak wykształciła w sobie materializm. Wie jak cenna może okazać się nawet moneta o najdrobniejszym nominale. Wszystko więc ma dla niej swoją cenę  - niewiele zrobi bezinteresownie, ale też chyba nie ma takiej rzeczy, której nie zrobi, jeśli jej za to odpowiednio zapłacić. Miłość do pieniędzy stanowi dla niej także barierę chroniącą przed zbytnim zaangażowaniem się w różnego rodzaju relacje i skończeniem jak zraniona kulka nieszczęścia. W przestępczym światku mnóstwo jest osób, do których można zapałać sympatią, ale nie powinno się tego robić za żadne skarby tego świata. Zjawa popełniała już te błędy i więcej nie zamierza. Z tego powodu, mimo że jest otwarta i chętnie dzieli się pewną częścią informacji o sobie, w innych względach robi się czasem aż nazbyt tajemnicza. Ostatecznie każdy wolałby własne bezpieczeństwo, od przyjemności płynącej z opowiedzenia o jednej anegdotki za dużo. Czasem można mieć wrażenie, że Phyrra nie sypia. Wstaje bladym świtem - w końcu ryby same się nie złowią - i pozostaje aktywna do późna, wypełniając swój czas różnorodnymi zajęciami. Jeśli akurat nie są to jej najczęstsze zajęcia: połowy, łamanie prawa, ratowanie tyłka oraz gra w karty, to przeczesuje każdy skrawek jeziora i pobliskich zbiorników wodnych w poszukiwaniu śladu matki, lub obserwuje elfy z nadzieją, że rozpozna jakąś twarz. Nikt, kto nie zna dobrze Phyrry by się tego nie spodziewał, ale jej największym marzeniem przez całe życie było posiadanie choć namiastki prawdziwej rodziny. Mimo że, jak na przestępczynie, ma w sobie dość sporo moralności, potrafi być też mściwa i pamiętliwa. Zapytajcie Atlantów, Zjawa nadal życzy im śmierci w męczarniach (najlepiej zadanej przez nią samą) za bycie uprzedzonymi półgłówkami, przez których skończyła jako sierota. Gdy zostaje oszukana, zraniona bądź odrzucona, pozbywa się wszelkich skrupułów. Zdecydowanie woli się zanurzyć w nienawiści, niż wybaczyć.
  
Wygląd postaci
Nie jest jasne, do którego rodzaju elfów należał ojciec Phyrry. Zgadywanki nie ułatwia fakt, że dzięki połączeniu cech dwóch ras, bardzo łatwo pomylić ją z człowiekiem. Uszy ma tylko ledwie szpiczaste na samych końcach i łatwo zakryć je kaskadą kręconych, rudych włosów odziedziczonych po matce. Gdy Zjawa jest w biegu, ciągną się one za nią jak żywotny, ognisty płomyk.  Po elfim rodzicu odziedziczyła smukły typ sylwetki i rysy twarzy - chude policzki, z wysoko osadzonymi kośćmi policzkowymi. Jej skóra jest co prawda jasna, ale, szczególnie podczas zimnej części roku, gdy schodzi opalenizna, przebijają przez nią subtelne, szarawe tony, co może wskazywać na pokrewieństwo raczej z mrocznymi elfami. Jako, że Phyrra ceni sobie to, jak łatwo jej udawać człowieka, dokłada wszelkich starań, by jak najwięcej przebywać na słońcu i maskować tę cechę. Nie potrafi jednak ukryć oczu. Szare, dość wąskie i przypominające nieco kocie, są wiecznie zaszklone, jakby miała się zaraz zanieść płaczem - co zdradza obecność domieszki atlantów w jej krwi. Jednak żadna z tych cech nie jest przecież na tyle dziwna, żeby od razu miało się pewność, kim jest Zjawa. Cerę może mieć po prostu ziemistą i noszącą oznaki zmęczenia, a szkliste oczy mogą stanowić co najwyżej wskazówkę.
Phyrra nie należy do istot wysokich, ani kobiecych. Może to dlatego, że od dziecka parała się fizyczną pracą i w jej ciele nie ma zbyt wiele miejsca na tłuszcz. Może dlatego, że życie hazardzistki nie obfituje w bogactwa (które nieustannie są tracone na grę w karty) i zmusza czasem do obcinania racji pokarmowych. A może to po prostu znowu elfie geny. W każdym razie, jej kobiece kształty są tylko ledwie zarysowane - i gdyby chciała, mogłaby z powodzeniem udawać... może nie mężczyznę, ale chłopca. Wystarczyłoby jej tylko ubrać coś luźniejszego, schować lub obciąć włosy, dodatkowo spłaszczyć i tak niewielki biust bandażem oraz mówić nieco grubszym głosem. A ten i tak jest wiecznie lekko zachrypnięty i mało melodyjny jak na osobę, która ma w sobie elfie geny. Najłatwiej zdradziłyby ją w takim wypadku usta - bardzo wydatne i kobiece, mogłyby wzbudzić wątpliwości i sprawić, że druga osoba zacznie obserwować uważniej. Niski wzrost uważa za zaletę. Kiedy ktoś mierzy sobie jedynie 152 cm wzrostu i waży 50 kilo.. po prostu wciśnie się w wiele miejsc, do których inni nie mają dostępu. Jej ciało szpecą - albo zdobią, w zależności od gustu - liczne blizny i ślady po stoczonych bójkach, jednoznacznie zdradzając, że ta oto persona nie miała prostego życia pełnego jedwabi i aksamitów. Należą do nich między innymi ślad po poparzeniu na prawym boku - pamiątka ze spotkania z atlantą, którego nie doceniła oraz długa szrama na wewnętrznej stronie lewego uda - prezent od pewnej osoby, której Zjawa nie spłaciła długu na czas.  W postaci syreny, Phyrra staje się właścicielką kremowobiałego ogona. Jej płetwa ogonowa najbardziej przypomina tę należącą do makreli - zupełnie jakby Zjawa miała na końcu mnóstwo małych włosków, zamiast jednolitej, skórzastej płetwy.  
Znajome osoby

  Nirille Holaris Matka, żyje, kontakt raczej zły
 
Tak naprawdę to Phyrra jej nigdy nie widziała, ale skoro została przez nią urodzona, a teraz Zjawa jej tak uparcie poszukuje, to chyba jest ważna, nie?

  ??? Ojciec, nie wiadomo czy żyje
 
Tak samo jak i matki, Phyrra go nigdy nie poznała, z tym, że ma o nim jeszcze mniej informacji. Musi najpierw znaleźć matkę.

  Carmel Canthe, wróg, żyje
 
Niestety, Phyrra miała już kilka spotkań z komendantem policji, który w jej pojawieniu się w mieście węszy jakąś kryminalną działalność. Ale nie znalazł jeszcze dowodów. Wniosek:
trzymać psa jak najdalej od siebie.

  Joshua i Miranda Carkalyn , przybrani rodzice, nie żyją
 
Przygarnęli Phyrrę, dali jej imię, dach nad głową i mnóstwo obowiązków,
których wykonywaniem miała spłacić swój dług. Może nie traktowali jej jak swojego dziecka, ale ostatecznie odziedziczyła ich łódź i chatę, więc nie mogło być tak źle. Zmarli ze starości dawno temu, bo byli tylko ludźmi.

Historia

Skrót dla leniwych:
1. Quo vadis, Phyrra?
Bezdenne morze, wiatr, sól i ryby - tylko to ją otaczało. No, może jeszcze parę śmierdzących osób, które nie myły się od kilku dni. Kiedy pociągnęła nosem uderzyła w nią przemieszana woń ludzi stłoczonych zbyt długo na jednym małym statku, oprawianych na pokładzie ryb oraz ich krwi i flaków. Nawet dla niej była to na tyle zabójcza mieszanka, że aż zrobiło jej się słabo i musiała przetrzeć oczy żeby przestało się w nich robić ciemno. Robiła to nie pierwszy raz, w wyniku czego były już zaczerwienione, co razem z ich szklistością dopełniało obrazu mażącego się dziecka. Ale nie była takim. Miała już siedem lat i potrafiła poradzić sobie z niemal każdym węzłem żeglarskim. Potrafiła oprawiać ryby, a czasem nawet pomagała stawiać żagle. Choć głównie to szorowała pokład z krwi i flaków. Mimo to nie narzekała. Nie mogła. Wystarczyło krótkie, przelotne spojrzenie, które posłała za Joshuą żeby sobie o tym przypomnieć. Leniwe i marudne dziecko nie dostawało jedzenia.
Phyrra całkiem często bywała leniwa i marudna, więc dużo o tym wiedziała.  Nienawidziła uczucia głodu. Tego przenikliwego ssania w brzuchu, zamieniającego się powoli w ból i słabość, gdy mogła tylko obserwować, jak jej przybrani rodzice spożywali swoje posiłki. Na jedzenie trzeba było sobie zapracować. Tak się traktowało bezdomne psy, a Phyrra takim była. Pod dachem bezpłodnych Carkalynów nie została przyjęta jak członek rodziny, a jedynie jak ktoś przydatny, kto jednak tylko częściowo potrafił zastąpić im marzenia o własnym dziecku. Ale teraz miała chwilę przerwy. Ani Miranda, ani Joshua jej nie widzieli dlatego podbiegła do burty i wychyliła się przez nią. Nic nie odbierało jej radości z patrzenia na morze.
Zaklęła pod nosem, kiedy któryś z rybaków nieopatrznie ją potrącił, przez co straciła na chwilę równowagę, a potem rozejrzała się z przestrachem. Za brzydkie słowa należało się szorowanie języka mydłem, a ten zabieg nie należał do przyjemnych. Patrzył na nią na szczęście tylko mężczyzna, który ją popchnął. Uśmiechnął się krzywo ukazując pozbawione wielu zębów dziąsła. Miranda mówiła, że nie miał ich nie dlatego, że o nie nie dbał i zgniły, ale dlatego że kiedyś nie potrafił utrzymać swojego temperamentu w spodniach. Tak powiedziała, ale dla Phyrry nie miało to żadnego sensu. Co robił temperament w spodniach i jak się wiązał z brakującymi zębami? Kiedyś go nawet zapytała, ale tylko się roześmiał i pokręcił głową. Dokładnie tak jak teraz.
- Lepiej wracaj do pracy, brzdącu - rzucił wskazując na porzucone przez Phyrrę wiadro i szmatę - Jak cię Joshua nakryje, to cię wytarmosi za te twoje szpiczaste uszy!
Nie miała żadnego wyboru, więc posłusznie podreptała w stronę wiadra i chwyciwszy za mokry materiał, uklękła. Zaczęła szorować pokład. Szpiczaste uszy. Podobno nie była tak naprawdę elfem. Była nim tylko trochę, tak jak i jej uszy były szpiczaste tylko trochę. Ale gdy pytała, kim innym w takim razie była, nikt jej nie chciał odpowiedzieć. Mówili, że nie wiedzą.
A ona tak bardzo chciała wiedzieć kim jest! Chciała też uczyć się magii jak inne dzieci. Wiedziała, że się do tego nadaje. Mówiły o tym piórka na jej plecach, rozrzucone tak, jakby porwał je wiatr. W tajemnicy próbowała używać magii, ale do tej pory niczego nie osiągnęła. A nie mogła wyjechać żeby się uczyć. Była potrzebna. Tutaj, w domu. Mimo to liczyła na to, że w końcu będzie mogła dowiedzieć się kim jest i nauczyć magii. Kiedyś przyjdą po nią rodzice. Na pewno zostawili ją na tej plaży tylko przez przypadek. Pewnie po prostu zapomnieli, że mieli ze sobą niemowlę, a potem nie mogli jej znaleźć.

2. Prawda ukryta jest na dnie
Powierzchnia wody oddalała się od niej, mimo wysiłków, które podjęła. Miała tylko dziewięć lat i była drobniutka, koścista i niedożywiona. Nie była w stanie wygrać z rozszalałym morzem. Płuca bolały ją już od wstrzymywania oddechu, ale została nauczona, że nie wolno oddychać jej pod wodą. Że wtedy do płuc wlewa się woda i nie ma już miejsca na powietrze. Że wtedy się umiera. Nigdy więc nie próbowała i teraz też się nie odważyła. Walczyła za to z wodą. Próbowała utrzymać się na powierzchni. Szarpała się, machała wszystkimi kończynami jak najmocniej umiała i chciała płynąć. Ale nie mogła. Sztorm i fale rzucały nią w każdą stronę, w jaką tylko chciały. Przykrywały jej głowę i nie pozwalały oddychać. A ona nie miała już siły utrzymać się nad powierzchnią. Nawet nie wiedziała jak wypadła. Najpierw spędziła okropnie długi czas na statku rzucanym w tę i wew tę, próbując zachować równowagę i trzymać się burty jak najmocniej umiała. W końcu jednak podpora wyślizgnęła jej się ze zmęczonych rąk. Na sekundę. Tylko na króciutką chwilę i to wystarczyło. Pewnie nikt nie próbował jej ratować. Dorośli mieli ważniejsze sprawy na głowie, musieli zadbać o to by statek przetrwał ten nagły sztorm. Więc Phyrra po prostu umrze. Poddała się. Zamknęła oczy i zamierzała pozwolić wodzie zrobić z nią, co tylko jej się podobało. Po chwili spłynęła na nią całkowita ciemność, a dziewczynka przestała nawet czuć i myśleć. Zaczerpnęła w końcu oddechu, ale nie poczuła bólu w płucach. Może nie zdążyła?
Obudziła się na plaży, cała ubabrana w piasku i przemarznięta. Pierwszym co zobaczyła, było czyste niebo. Sztorm się uspokoił. Ciekawe czy Miranda i Joshua dotarli do brzegu? Czy statek był cały? Jeśli nie będą mieli statku, nie będzie jak łowić ryb. Nie będzie pokładu do szorowania. Nie będzie jedzenia. Dopiero po chwili mocno wciągnęła powietrze i dostrzegła, że nieopodal siedzi kobieta, przyglądając jej się krytycznie.
- Jesteś żałosną kreaturą - syknęła jadowicie, gdy tylko dostrzegła, że Phyrra się obudziła.
Phyrra chciałaby, żeby powiedziała jej coś, czego jeszcze nie wiedziała, nie odezwała się jednak. Skupiła się na zginaniu i rozprostowywaniu palców, żeby upewnić się, że wszystko było z nią w porządku. Jak się tu znalazła?
- Ja rozumiem wszystko. Jesteś przebrzydłym mieszańcem, ale żeby córka mojej siostry miała utonąć?  Żeby dziecko Aquaticanów nie wiedziało jak przetrwać w wodzie? To jest szczyt! - prychnęła, ale dziewczynka nie zwracała uwagi na ton, ani obelgi.
Mimo to poderwała się nagle do siadu i wlepiła w kobietę zszokowane spojrzenie. W jej naiwnym serduszku zakwitła nadzieja. Córka mojej siostry. Ona znała jej mamę!
- Zabierz mnie do mamy! - zażądała więc, ale kobieta tylko roześmiała się pogardliwie, nie zważając na to, że dziecko dopadło do niej i zaczęło uporczywie szarpać za rękaw.
- Obserwowałam cię czasem, tak dla przypomnienia sobie, żeby nigdy nie popełniać tego samego błędu co Nirille. Przestań się mazać. Twoja matka nie chce mieć z tobą nic wspólnego. Tak jak i ja. I reszta rodziny. Jesteś brudna, nędzna i żałosna. Masz w ogóle jakieś mięśnie?
Atlanta przez chwilę taksowała dziewczynkę oceniającym spojrzeniem. Wyraźnie nie podobało jej się to, co widziała, bo w jej oczach dało się dostrzec jawne obrzydzenie. Wyrwała jej swój rękaw i potrząsnęła nim, jakby bała się, że zostało na nim coś brudnego.
- Ale gdybyś utonęła byłoby to zbyt żałosne. Nauczę cię korzystać z twojej krwi Atlanty, ale nie dostaniesz ode mnie niczego więcej.

3. Nauka pływania
Ciotka dotrzymała obietnicy. Uczyła ją przez kilka miesięcy, w każdej wolnej chwili, częstując przy okazji Phyrrę ogromną ilością obelg i zazdrośnie strzegąc odpowiedzi na każde z pytań, które dziewczynka nieustannie próbowała zadawać. Te spotkania dały jej dużo gniewu. Do tej pory w Phyrrze nie było żadnej złości, jedynie bierna akceptacja, ale na spotkaniach z okropną ciotką zaczęła dostrzegać niesprawiedliwość, która spotykała ją od samego początku. Głodzenie i szorstkość ze strony Carkalynów. Porzucenie ze strony matki. Mur obrzydzenia i pogardy ze strony ciotki. Zaczęła rozpytywać wszystkich rybaków o Atlantów, a oni jej opowiadali. O niedostępnych podwodnych miastach i pięknych księżniczkach z rybimi ogonami. Odmawiano jej udziału w tym wszystkim.
Przestała tak bardzo chcieć być potrzebna. Chciała tylko żeby w końcu ktoś dostrzegł jej potrzeby.
A teraz przyszła pora na kolejne spotkanie z ciotką. Phyrra dostrzegła ją gdy tylko dotarła na plażę. Przez jakiś czas mierzyły się spojrzeniami, jakby to, że któraś z nich odwróci wzrok miało być oznaką słabości. Przegraną. Kiedy kobieta uśmiechnęła się po tym, jak dziewczynka nie ustępowała, przez chwilę można było mieć wrażenie, że przekazywała tym gestem coś innego niż wrogość i pogardę. Phyrze wydawało się, że widać w nim było cień dumy. Potrząsnęła głową, nie zamierzając sobie pozwolić na takie durnowate myśli. Ciotka nie ukrywała tego, że nie chciała mieć z nią nic wspólnego.
- No dalej, do wody, nędzna przybłędo - zarekomendowała teraz suchym tonem, a dziewczynka tylko wzruszyła ramionami.
- Jak dorosnę, to cię znajdę i zarobisz ode mnie w gębę za te wszystkie okropne słowa - odcięła się tak, jak tylko mała dziewczynka potrafiła się odciąć, a potem ruszyła do morza.
- To będzie trudne, bo to nasze ostatnie spotkanie
Czyli ciotuchna uważała, że nauczyła ją wszystkiego co mogła? Phyrra ukryła, że te słowa wywołały u niej ukłucie zawodu. Nadal nie zabrała jej do podwodnego miasta. Nadal nie mogła przebywać pod wodą wystarczająco długo. Po paru godzinach nagle przestawała móc oddychać. Nigdy nie zobaczy podwodnego miasta?
Tego dnia przestała zupełnie dbać o cokolwiek. Kiedy dobiegła do domu Carkalynów, pchnęła drzwi z impetem i nie zadbała nawet na to żeby nimi nie trzasnąć. Nie wzięła się za oprawianie ryb, ani za ćwiczenie węzłów żeglarskich. Nie miała zamiaru sprzątać i usługiwać. Zignorowała oburzone spojrzenia jej przybranych rodziców i nawet nie zauważyła tego, że zaraz zaczęli między sobą szeptać z niepokojem. Nie potrzebowała już ich jedzenia. Nie musiała mieć statku żeby złowić sobie rybę. Jeśli będzie trzeba, to ukradnie chleb z piekarni. Już jej się zdarzało.
- Czy Twoja ciotka coś ci zrobiła? - zaczął Joshua, ale Phyrra tylko obdarzyła go nienawistnym spojrzeniem.
- Nie twoja sprawa! I tak jestem dla was tylko rękoma do pracy! Nic dla was nie znaczę, nic! Nie dbacie o mnie w ogóle! Ciągle tylko zrób to, zrób tamto! Nawet nie mogę się uczyć magii!
To był zupełnie niespodziewany wybuch, który dojrzewał w Phyrze już od jakiegoś czasu. Tak naprawdę była bardziej wzburzona czymś innym, bo na koniec spotkania ciotka jednak zdecydowała jej się opowiedzieć większą część historii. O tym, jak Nirille miała chwilę słabości z jakimś elfem. Jak dowiedziała się, że jest w ciąży i jak się tego wstydziła. Phyrra była tylko niechcianym błędem.  Błędem, który został wywieziony gdzieś daleko, tak daleko jak się dało, zapewniając równocześnie opiekę ciężarnej kobiecie. A następnie ją po prostu porzucili. To że Carkaylnowie ją w ogóle znaleźli to był czysty przypadek.
Porzucili ją, bo była inna od nich. Nie pasowała. Nie mogła mieszkać pod wodą. Bo była zwykłym niepotrzebnym przypominaczem o błędzie. O ojcu ciotka nic nie chciała powiedzieć. Twierdziła, że nie wie. Może mówiła nawet prawdę, bo wyraźnie zaczęła za dużo chlapać ozorem. Powiedziała nawet Phyrze skąd pochodzi jej matka. Aglar. Larnwick. Z chwilą gdy padły te dwie nazwy, ciotka przez chwilę wyglądała jakby połknęła jeża, a Phyrra sobie to zapamiętała. Teraz kopnęła stół, dając wyraz kłębiącym się w niej emocjom, zmierzyła przybranych rodziców wściekłym spojrzeniem i porwała jeszcze kawałek chleba, zanim ponownie wybiegła z domu.
Myślała, że nie ma już dokąd wracać, ale okazało się, że powinna się zbuntować wcześniej. Po tygodniu napiętej atmosfery, pełnej groźnych spojrzeń ze strony Phyrry i surowych min Carkalynów oraz kombinowania, jak zdobyć jedzenie, w końcu nastąpił przełom. Dziewczynka już na zawsze zapamięta ten piękny poranek. Ona, Joshua i Miranda siedzący przy stole. Oni trzymający się za ręce i Phyrra czekająca jak na ścięcie. A potem te słowa:
- Byłaś dla nas niesamowicie przydatna, ale zdecydowaliśmy, że pora cię na jakiś czas wypuścić. Pojedziesz uczyć się magii, Phyrra. A potem wrócisz do nas ze swoją magią i użyjesz jej dla nas, żeby żaden sztorm nie był nam straszny.
Rzuciła im się na szyję i po raz pierwszy pomyślała, że może jednak trochę ją kochają.

4. Gry i zabawy
Nuda. Phyrra wzdychała co jakieś dwie sekundy, usadowiona wygodnie na potężnej gałęzi drzewa, z jedną nogą zwisającą luźno w powietrzu. Wpatrywała się z uporem w książkę, z miną, jakby miała ochotę cisnąć nią jak najdalej w krzaki, ale tylko przewróciła stronę i zerknęła z pretensją na mury budynku stanowiącego dormitorium Domu Powietrza. Zagłębianie się w teorie i zawiłe tłumaczenia z mądrych książek to zdecydowanie nie był jej konik. Zwykle po pierwszych kilku słowach usypiała i tylko trochę ruchu i świeże powietrze potrafiły zmusić ją do kontynuowania lektury.  Zwłaszcza na początku była to udręka, ponieważ Phyrra nie bardzo potrafiła czytać i musiała szybko nadrobić te zaległości. A zdecydowanie wolała ruch, niż ślęczenie godzinami w jednej pozycji i wpatrywanie się w kolejne literki, które szybko zaczynały się rozmazywać i plątać przed oczami. Chciała utrzymać formę, więc codziennie łaziła po drzewach, biegała i urządzała sobie jakieś lekkie ćwiczenia. Gdyby wróciła do domu z napęczniałą głową i sflaczałymi mięśniami, to chyba by ją wyśmiano i zabroniono wstępu na statek. Pokonałby ją przecież byle żagiel.
Całe szczęście, że być może niedługo przejdzie do nauki trochę ciekawszych rzeczy, chociaż już na miejscu dowiedziała się, że będzie to bardzo długi i żmudny proces, podczas gdy ona liczyła przecież na przygody i odkrywanie. Zawsze wydawało jej się, że nauka magii musi być ciekawa. To była bzdura. Była nudna. Przeraźliwie, śmiertelnie nudna, a fakt, że zaczęła naukę kilka lat później niż większość dzieci, wcale nie ułatwiał jej znalezienia sobie towarzystwa i rozrywki. Przez pierwsze miesiące był to dla niej prawdziwy koszmar, ale potem pojawili się Marion, Rafe oraz Sean, którzy cechowali się tak samo ogromnym łaknieniem zabaw i przygód co ona sama. Zwykle bawili się w wyzwania. Zaczęło się niewinnie, od wykrzyczenia jakiejś głupiej rzeczy w tłumie, ale stopniowo przechodzili do ciekawszych zadań. Zaglądanie do notesu Opiekuna bez nakrycia. Podkradanie innym uczniom jakichś drobnych rzeczy. Phyrra zwykle była w tym najlepsza, bo przecież nauczyła się już trochę, kiedy była zdesperowana i głodna.  Zamrugała z zaskoczeniem, kiedy coś małego uderzyło ją w udo. Zerknęła w dół, prosto na rumianą i roześmianą twarz Marion, która już chwytała za kolejny kamyk.
- Hej, złaź stamtąd, a nie tylko bawisz się w uczoną przez pół dnia! - zawołała, robiąc kolejny zamach.
Phyrra jednak już zatrzasnęła książkę i zdecydowała się na szybki skok na ziemię, zamiast żmudnego schodzenia. Ledwo utrzymała równowagę i poczuła ból w kostce, ale było to warte podziwu, jaki dostrzegła w oczach przyjaciółki. Podobało jej się, gdy mogła zaimponować innym. Dlatego nie pozwoliła sobie na grymas bólu na twarzy, jedynie uśmiechnęła się zadziornie.
- Sean dorwał trochę piór anioła - rzuciła Marion konspiracyjnym szeptem, a od entuzjazmu aż zabłyszczały jej oczy.
Phyrra też poczuła falę ekscytacji. Podobno po skosztowaniu anielskich piór działy się niesamowite rzeczy. Gdyby Marion albo Joshua usłyszeli o ich planach, dostałaby takie lanie, że już nigdy nie usiadłaby na tyłku. Ale oni byli daleko, dziewczynka więc bez wahania podążyła za przyjaciółką.
Z czasem ich zabawa w wyzwania zaczęła przybierać poważny obrót. Wyzywali się do wywoływania bójek, zdobywania cięższych używek, czy kradzieży bardziej cennych rzeczy. Nie raz Phyrra popadła przez to w kłopoty, nie raz oberwała w bójce na pięści, ale nigdy nie pomyślała o tym, by przestać. Nie chciała przestać, bo takie wyskoki były dla niej świetnym kanałem dla wyładowania gniewu, którego nie potrafiła się całkowicie wyzbyć. Poczucie przynależności sprawiało, że brnęła w to dalej. A podziw w oczach znajomych, kiedy przekraczała kolejne granice, wynagradzał jej wszystko. Subtelnie i ostrożnie zaczynała oswajać się z przestępczym światem Proxoli.

5. Dorian
Wśród podniszczonych, starych budynków i śmierdzących uliczek w slumsach zawsze można było coś znaleźć. Panią do towarzystwa, wymiociny, bójkę, chwilę zapomnienia... Albo karczmę "Kransoludzka Broda", która oferowała wszystko, co zostało wymienione wcześniej i jeszcze trochę. Wśród krzywych stołów i kulawych krzeseł pałętał się zawsze jakiś margines społeczny i zawsze trzeba było zachować czujność. I przede wszystkim nie okazywać strachu. Dlatego Phyrra syknęła z irytacją, kiedy Cyrille nerwowo zacisnęła palce na jej ramieniu, wbijając jej paznokcie w skórę. Była wyraźnie pobladła i co chwila rozglądała się na boki, robiąc z siebie całkowitą ofiarę. Niedługo ściągnie na nie uwagę.
- To jest zły pomysł. Bardzo zły pomysł, Phyr... - zaczęła, ale przerwała widząc, że ruda posłała jej właśnie mordercze spojrzenie. W takich miejscach lepiej było nie szastać imieniem na lewo i prawo. - Ja wszystko rozumiem, ale nie Szare Kły!
Półkrwista prychnęła tylko lekceważąco. Szare Kły. Do tej pory schodziła im z drogi, wiedząc że ściąganie na siebie ich uwagi nie było zbyt dobrym posunięciem. W ich obecności kobiety znikały bez śladu, a mężczyźni tracili honor, zęby, kończyny, a czasem i przyrodzenia. Tymczasem to właśnie kilku mężczyzn należących do tej grupy było przedmiotem jej zainteresowania. Dorian miał plan. Jedna dobrze ustawiona gra w karty z Niedźwiedziem. Tyle wystarczyło by zdobyli wystarczająco gotówki, żeby mogli udać się gdzie będą chcieli. Po tym nie będzie miało już znaczenia, czy Szare Kły będą sobie na nich ostrzyć ząbki, czy nie. Ona i Dorian będą daleko stąd. Odszukała w tłumie rozluźnioną sylwetkę jej wspólnika. Uśmiechał się zawadiacko i grał zupełnie pochłoniętego flirtem z jakąś niezbyt trzeźwą panienką, ale Phyrra się nie obawiała. Należał do niej. Tylko ona widziała, że czasem zerkał w jej kierunku, żeby sprawdzić czy nadal czekała na jego sygnał. A w jego spojrzeniu kryły się żar i pożądanie.
- Zaraz nas wszystkich wydasz - syknęła - Nie zwracaj na nas ich uwagi
Dorian miał plan, ustawionego krupiera, ale to Phyrra miała zgarnąć kasę. Tymczasem w ciemnej, śmierdzącej pleśnią piwniczce Krasnoludzkiej Brody, gdzie zwykle odbywały się te poważne i najbardziej niebezpieczne gry, prawdopodobnie toczyła się jeszcze jakaś walka, bo drzwi pozostawały zamknięte na głucho. A Niedźwiedź nie spieszył się w ich kierunku. Phyrra uznała więc, że ma czas na kolejne piwo i trochę wspominek.
Nie zostało w niej nic z tej spragnionej wrażeń dziewczyny, która po piętnastu latach nauki magii wróciła do prostego rybackiego życia. Dzięki jej umiejętnościom poprawiło się życie Joshuy i Marion.  Spędziła z nimi kolejnych kilkadziesiąt lat, ale szybko stało się oczywiste, że się starzeją. Tymczasem ona w zasadzie przestała się zmieniać. Mimo że nigdy nie pełniła już roli pachołka, a do tego uwielbiała przebywanie na wodzie, takie życie szybko przestało jej wystarczać. W wolnych chwilach próbowała dotrzeć do miasta Atlantów i odnaleźć ciotkę, ale nigdy jej się to nie udało. Snuła plany o podróży do Larnwick, ale nie chciała opuszczać Carkalynów. Szybko zaczęła urozmaicać sobie czas, wracając do zabaw, które kiedyś prowadziła z Marion i resztą, tyle że tym razem wyzwania narzucała sobie sama. Spędzała coraz większą ilość czasu w slumsach. Odkryła, że hazard dawał jej niesamowitą satysfakcję i dostarczał brakującej jej iskry ryzyka. Nawet nie zauważyła, kiedy całkowicie ją to pochłonęło. Na szczęście Carkalynowie już dawno nie żyli, kiedy Phyrra pogrążyła się w długach. Tylko wielkie szczęście sprawiło, że długo nikt nie nawiedzał jej w domu i zostawiano w spokoju jej łódź. Zawsze dbała o to, by nikt nie poznał jej imienia i nie widział, gdzie kieruje się, gdy idzie do siebie. Chociaż wielokrotnie została poobijana i dokładnie przeszukana, a osoby, którym była winne pieniądze zostawiały ją w zaułkach kompletnie bez niczego. Bez pomocy, butów... Wielokrotnie grożono jej, że na przykład ktoś wydłubie jej oczy. Albo że zostanie zmuszona do zapłaty własnym ciałem. Unikała więc wybierania się gdziekolwiek bez towarzystwa. Choć magia też wiele razy uratowała jej tyłek.
Nie była zdziwiona, gdy w końcu nastała noc, podczas której obudzona została przez łoskot upadających na ziemię drzwi, wyrwanych przez kogoś z zawiasów. Tylko parę zaklęć oraz nóż do filetowania, ukryty pod poduszką, uratowały jej wtedy życie, zmuszając napastnika do ucieczki. To był moment, kiedy Phyrra uznała, że pięści, krzesła, kufle i wszystko, co znajdzie pod ręką, nie wystarczą jej już do bójek i powinna nauczyć się czegoś więcej. Kolejnego dnia znalazła handlarza bronią i zwinęła mu kilka sztyletów i noży, nie poważając się na buchnięcie miecza. Potem wybrała się do lasu i znalazła drzewo wyglądające wystarczająco złośliwie, żeby zasłużyło na rolę manekina ćwiczebnego. Chwyciła za pierwszy sztylet i przetestowała go na korze, a wtedy usłyszała śmiech. "Chcesz zrobić krzywdę drzewu, czy sobie? Bo patrząc jak trzymasz tę broń, to chyba jednak sobie" - zadrwił z niej Dorian. Wyzwała go, żeby ją nauczył. A on podjął rzuconą rękawicę. Okazał się rzezimieszkiem, nałogowym kłamcą i kanciarzem, wychowanym przez slumsy. Nauczył ją kombinować, zawsze szukać w przeciwniku słabości i zadawać jak najbardziej nieczyste ciosy. Opowiadał jej o sile zaskoczenia. O tym, że to ono najbardziej się liczy, gdy walczy się o życie.  Pokazał jej zatem wszystkie swoje sztuczki. Jak poderżnąć komuś gardło tak, żeby nawet się nie zorientował. Pod jakim kątem najlepiej trafić w krocze. Gdzie uderzać, aby uderzyć w splot słoneczny i w którym momencie wyprowadzić ten cios, aby przeciwnikowi zabrakło tchu. Jak poruszać się bezszelestnie, tak aby móc zajść kogoś od tyłu. A gdy ją uczył, pojawiła się między nimi więź. Namiętność. Wkrótce zaczęli planować i kombinować wspólnie. Oboje chcieli dla siebie czegoś więcej.
Nawet nie zauważyła kiedy się tak beznadziejnie zakochała. I on też. Widziała to w jego spojrzeniu.

6. Zjawa
Wpadła przez drzwi i z popłochem rozejrzała się pomieszczeniu. Na skraju paniki zabrała się za zgarnianie najpotrzebniejszych rzeczy i wrzucanie ich do torby. Musiała stąd zniknąć i to szybko. Znaleźć się jak najdalej. Inaczej tego nie przeżyje. Na tym się najbardziej skupiła, choć z paniką i chęcią przetrwania mieszały się gniew i rozdzierający ból w sercu. Została zdradzona. Ten śmieć, ten dwulicowy suczysyn ją zdradził! Nad zemstą musiała jednak pomyśleć później, teraz potrzebowała dostać się na kuter rybacki. Nie był to najlepszy statek do wypływania w dłuższą podróż - nie mała nawet na to zapasów, ale nie było żadnego innego wyboru. Później coś wymyśli. W tej chwili zarzuciła torbę na ramię, zgarnęła sztylet, czy dwa i rzuciła się w stronę plaży.  Przygotowując się do odpłynięcia, przez chwilę zawahała się czy nie porzucić wszystkiego i po prostu nie odpłynąć sama. Bez niczego. Bez statku. Tylko ona i jej ogon. Szybko jednak odrzuciła tę myśl, nie do końca wiedząc czy dlatego, że uznała ją za głupią, czy z samego sentymentu. To był w końcu statek Carkalynów. W jej głowie panował chaos. Nie była nawiną panienką z dobrego domu, ale jednak nie przewidziała, że Dorian w całej akcji przeciwko Niedźwiedziowi będzie miał jeszcze ukryty cel. Próbował oszukać także ją i popełnił błąd. W momencie, gdy się zorientowała, straciła panowanie nad sobą i zdradziła się ze wszystkim. Teraz Niedźwiedź miał na celowniku ich oboje. Gdyby tylko ten pazerny szczur sobie odpuścił... Miała właśnie odpływać, gdy zorientowała się, że nie jest sama. Za późno. W momencie, gdy zaczęła się odwracać, poczuła uderzenie w głowę, a potem nastała ciemność.
Obudziła się z ostrym bólem głowy, który sprawiał, że nawet nie widziała wyraźnie. Przez parę chwil świat był dla niej tylko rozmazanymi plamami. Próbowała się poruszyć, ale została unieruchomiona. W ustach miała knebel,  przewiązany tak mocno, że czuła nieustający ucisk na skórę i kości. Dopiero po dłuższym czasie oprzytomniała na tyle, że zaczęła rozróżniać elementy otoczenia. Znajdowała się w jakimś pokoju. Nie było tutaj okien, więc prawdopodobnie znajdowała się pod ziemią. Siedziała chyba na środku, przywiązana do krzesła, a że pomieszczenie wydawało się niewielkie, to widziała jedynie drzwi i kilka mebli. Nie była w stanie zobaczyć, co znajdowało się za nią. Dlaczego w ogóle jeszcze żyła? Zamierzali ją torturować? Zgnieść najpierw jej dumę? Nie miała wątpliwości, że nie wyjdzie stąd cało. Zabrała się więc za próbę wyszarpnięcia choć jednej ręki. Poluzowania więzów. Nie reagowała na ból, na pieczenie zdzieranej skóry, ale niczego tym nie osiągnęła. Ogłuszający ból w głowie uniemożliwiał jej skupienie się i wymyślenie odpowiedniego zaklęcia. Czy w ogóle takie istniało? W końcu opadła z sił. Wtedy właśnie dotarło do niej skrzypienie drzwi, a do środka weszła zakapturzona postać z tacą. Jedzenie. Początkowo jej żołądek skręcił się z głodu i dopiero w tym momencie Phyrra zrozumiała, że musiała być nieprzytomna całkiem długo. Ale trucizny potrafiły służyć za jedno z najgorszych narzędzi tortur. Kiedy więc człowiek podszedł do niej i zdjął jej knebel, by podać jej jedzenie, zaczęła walczyć. Kręcić głową, zaciskać zęby. Chwycił ją za podbródek i zaczął wpychać posiłek siłą, nie zważając na to, że się krztusi. Nie zdołała jednak zwymiotować. Wkrótce potem zaczęła ją ogarniać senność.
Nie miała pojęcia jak długo to trwało. Ilekroć narkotyk zawarty w jedzeniu wypuszczał ją ze swych objęć na tyle, że zaczynała się budzić, ktoś wpychał jej do ust kolejne porcje, tak że odzyskiwała przytomność tylko na krótkie chwile. Mogły minąć godziny, dni, tygodnie... Nie, chyba jednak ani dni, ani tygodnie, skoro nie załatwiała potrzeb fizjologicznych... A może jednak załatwiała? Nie wiedziała. Było jej już wszystko jedno. Gotowa była nawet błagać, ale wiedziała, że jej błaganie nie zostanie wysłuchane. Postanowiła więc zachować chociaż swoją godność. Ale kiedy miał zacząć się kolejny cykl, nagle coś się zmieniło. Nikt nie wpychał jej jedzenia, gdy zaczęła odzyskiwać przytomność. Otworzyła oczy, ale nikt nie zareagował, nikogo nie było. Mijały kolejne minuty, a Phyrra odzyskiwała jasność umysłu, ogarniały ją też niesamowite mdłości, bo organizm zaczął walczyć. Chciał się pozbyć trucizny. Odgięła się więc na tyle, na ile potrafiła i zwymiotowała, starając się nie zrobić tego na siebie. Nie do końca jej to wyszło. Parę sekund później przyszedł Niedźwiedź. Otworzył drzwi z impetem i wparował do pomieszczenia z radosnym uśmieszkiem wymalowanej na jego kanciastej, brodatej twarzy.
- Och, widzę, że wstałaś! - zadrwił - Wykorzystałem czas, gdy sobie tak słodko spałaś, żeby trochę o Ciebie rozpytać. Podobno z Ciebie ziółko, Zjawo. Wydawałoby się, że będziesz wyższa... I toniesz w długach. Czas żebyś zniknęła.
Roześmiał, się kiedy kobieta w akcie buntu szarpnęła się tak, że prawie przewróciła krzesło, na którym siedziała. Nie obchodziło jej, że otworzyła sobie tym rany na obdartych nadgarstkach. Więc tak skończy. Nikt o niej nie usłyszy. Zostanie pocięta na kawałki, albo unicestwiona jakoś inaczej i zamieni się w prawdziwą Zjawę. Tak ją czasem nazywali w półświatku, zwłaszcza wrogowie. Ludzie, którzy chcieli siłą odzyskać swoje długi, ale nagle nie mogli jej wtedy znaleźć. Ludzie, którym zeskakiwała na plecy, bo czaiła się na nich w cieniach, na dachach, stropach i drzewach, zachowując się bezszelestnie. Mogła tylko obserwować, kiedy Niedźwiedź wyciągał nóż i podchodził do niej leniwym krokiem. Czerpał z tego radość. Nie spieszył się. Chciał żeby cierpiała i drżała. Ona jednak tylko uniosła wyzywająco podbródek i uśmiechnęła się zadziornie. Knebel nadal nie był założony. Po co, skoro i tak cały czas była odurzona?
- Pewnie chciałaś zniknąć ze swoim Krasomówcą, co? - dodał, kiedy już był na tyle blisko, że mógł się nad nią nachylić, a ona poczuła jego oddech. - A tymczasem zwiał sam z moją fortuną, korzystając z zamieszania. Musisz być załamana!
Poczuła zimne ostrze na policzku. Znieruchomiała. Zacisnęła usta w wąską kreskę, ale mimo to nie była w stanie powstrzymać grymasu. Zaskoczył ją nazywając Doriana Krasomówcą. Słyszała ten przydomek. Jeśli rzeczywiście nim był, to wszystko wyjaśniało. Krasomówca słynął ze swoich słodkich słówek, przebiegłych gierek i tego, że zawsze wszystkim ostatecznie wbija nóż w plecy. Zwodził wszystkich.
- Nie Twój interes - warknęła i zaraz ugryzła się w język, żeby nie krzyknąć, gdy wbijał nóż w jej policzek.
- Takie ładne usta, a takie niewyparzone - zamruczał niemalże flirciarsko, a potem pociągnął ostrzem w stronę jej warg - Może powinienem je rozciąć? Może powinienem zdjąć ci skórę, kawałek po kawałku?
Wbrew woli zadrżała i spuściła wzrok. Nie chciała tego słuchać. Wolała żeby po prostu to zrobił, ale najwyraźniej Niedźwiedź, nie mogąc odzyskać pieniędzy, chciał przynajmniej porządnej zemsty. Jej śmierć miała być długa.
- Podoba mi się, że jesteś taka bezczelna i dumna, nawet kiedy siedzisz związana na krześle i cuchniesz wymiocinami. - stwierdził - Chcesz żebym podarował ci jeszcze jedno życie?
Nie mogła nic poradzić na to, że wzbudził jej zainteresowanie. Mógł się po prostu droczyć, ale nie słyszała kpiny w jego tonie. Nie. To pytanie brzmiało jak oferta, a równocześnie mężczyzna opuścił nóż. Zatliła się w niej iskierka nadziei, choć rozsądek mówił, że nawet jeśli przeżyje, to skończy jako pracownica jakiegoś burdelu. To był Szary Kieł. Udowadniał to wisiorek obecny teraz na jego szyi.
- Zamieniam się w słuch.- rzuciła starając się zachować niedbały ton. Ale i tak jej słowa cuchnęły desperacją. Doskonale o tym wiedziała.
- Zacznijmy od tego, że będziesz musiała ładnie poprosić - wszystko się w niej buntowało, ale jednak poprosiła - Uznaj to za akt łaski z mojej strony za to, że dzięki tobie mogłem ubić Krasomówcę. Szkoda tylko, że moja kasa przepadła - skrzywił się - A ty mi ją spłacisz. Wraz z resztą Twoich długów. Przejmę je wszystkie. Będziesz moja, póki ich nie spłacisz. Zrozumiano?
Zdecydowanie skinęła z głową. Wiedziała, że tego pożałuje, ale musiała się zgodzić. To była jedyna jej szansa na przeżycie. Potem pomyśli, jak się z tego wydostać.
- Dobrze - uśmiechnął się z zadowoleniem - Opowiedz mi o swoim kutrze.

7. Czas na podróż
Od kiedy zmienił się lennik, życie przestępczego półświatka stało się dużo trudniejsze. Rozsiadła się właśnie na beczce, obserwując jak Hak i Pająk uwijają się na pokładzie, próbując doprowadzić Niepozorną Lisicę do porządku. Od momentu, kiedy stała się własnością Szarych Kłów minęło mnóstwo czasu, jednak ku jej uldze, Niedźwiedź nie zamierzał zrobić z niej kurtyzany, tylko wykorzystać jej łódź i umiejętność zacierania za sobą śladów. Stała się ich przemytniczką. Dwie rzeczy szybko stały się dla niej jasne: mnóstwo czasu minie nim spłaci dług, a może nie stanie się to nawet nigdy - bo wcale nie zamierzała uwalniać swojego życia od hazardu, więc ilekroć odrobiła trochę strat, pakowała się w jakieś kłopoty, z których musiała być nierzadko wyciągana przez swoich nowych "przyjaciół". A oni sobie liczyli za swoje usługi. Oraz to, że stary poczciwy kuter rybacki Carkalynów szybko okazał się niewystarczający. Dzięki magii, Phyrra potrafiła zawsze doprowadzić go na miejsce, jednak gdy tylko udało odłożyć jej się trochę pieniędzy, postanowiła ułatwić sobie życie i zamieniła go na dużo lepszą łódź. Nieposkromionej Lisicy nie zdobyła z legalnych źródeł i tylko dlatego było ją na to stać. Początkowo przewoziła tylko mniej kosztowny towar. Sprawdzali ją. Testowali jej lojalność, jednak Phyrze nigdy nie przyszło do głowy żeby zwiać. Żeby cokolwiek kombinować. Wiedziała, że tego nie przeżyje i wolała stanowić pożyteczny trybik w maszynie. Od jakiegoś czasu mogła sama dobierać członków załogi. Kilku z nich zniknęło niedawno i kobieta nie mogła znaleźć ich śladu, mimo że przetrząsnęła wszystkie slumsy w nadmorskim miasteczku, w którym nadal tkwiła. Zbiegło się to jednak z nadmierną aktywnością władz tej ziemi i nie wątpiła, że wkrótce będzie musiała zmierzyć się z poważniejszymi kłopotami. Szczur nie słynął z dużej wytrzymałości i nie wątpiła, że przy odpowiedniej perswazji wszystko wyśpiewa. To oznaczało, że grunt palił się jej pod nogami. Ale nadal nie próbowała zniknąć, mimo że chęć odnalezienia prawdziwej rodziny nigdy w niej nie wygasła. Mówiła, że ma związane ręce, ale tak naprawdę pałała żądzą zemsty. Zżyła się ze swoją załogą. I nawet jeśli Szczur był parszywym tchórzem, to jego zniknięcie wywołało jej gniew. Nie ocaliła też Igły, ale mogła przynajmniej dopilnować by Hak i Pająk uratowali tyłki. Może byli zwykłymi szumowinami, ale to z nimi piła, z nimi się śmiała i z nimi walczyła z wodą.
To jednak nie gniew spowodował, że co chwila krzywiła się z niesmakiem i musiała upijać kolejne łyki z butelki, którą ściskała w dłoniach. Mocny trunek palił ją w gardło, ale i pozwalał zapomnieć, że spod pokładu dobiegają jęki, błagania i krzyki kobiet. Machnęła na Haka, żeby coś z tym zrobił. Byli w odludnym miejscu, ale ostrożność zawsze popłacała. Pierwszy raz, kiedy dostała do przemycenia "żywy towar", popełniła ten błąd i traktowała ich jak ludzi. Wyrzuty sumienia spowodowały, że przez całą podróż rzygała jak kot. Nigdy potem nie chciała oglądać już twarzy ludzi, których skazywała na niewolnictwo.  OdPróbowała traktować ich jak przedmioty. Używki. Broń. Zdecydowanie wolała przemycać używki i broń. Uśmiechnęła się jednak lekko, gdy coś wylądowało jej na kolanach. Choć od jakiegoś czasu było łatwiej, bo to Piraci przejęli praktycznie cały przemyt i ich zadanie polegało teraz jedynie na tym, by dostarczyć "przedmioty" w miejsce, z którego mogą zostać przekazane dalej. To nie oznaczało wcale, że jej życie było spokojne i bezpieczne. Przetrwanie w jej sytuacji zależało od ciągłego strachu i czyjności, dlatego zmarszczyła brwi, gdy dostrzegła postać zbliżającą się do statku. Dała znak Hakowi i Pająkowi żeby mieli się na baczności, a potem odstawiwszy butelkę, podeszła do burty. Serce jej na chwilę zamarło, kiedy rozpoznała zbliżającego się mężczyznę. Widziała go tylko raz, gdy jeden z jej poprzednich członków załogi zaczął spiskować przeciwko Szarym Kłom. Do statku zbliżał się Łapa, znany przede wszystkim z tego, że był egzekutorem Szarych Kłów. Do tej pory pamiętała swoją panikę, gdy musiała gęsto się tłumaczyć z obecności zdrajcy w swoich szeregach i z tego, dlaczego nie miała o niczym pojęcia. Potem zaczęła uważniej dobierać członków załogi. Miała nadzieję, że już nigdy nie spotka Łapy.
Zastanowiła się nad możliwym rozwojem scenariusza. Łapa był mało rozpoznawalny w przestępczym światku, ale był wczesny wieczór, on przyszedł sam. Ich było troje. Wątpiła, by to tak wyglądało, gdyby pojawił się tutaj żeby się ich pozbyć. Wzięła kilka głębokich oddechów i upewniła się, że ma przy sobie kilka schowanych sztyletów, a potem przeskoczyła przez burtę, lądując miękko na ziemi. Musiała dowiedzieć się o co chodzi, a ewentualnie dać czas Hakowi i Pająkowi na ewakuację.
- Proszę, proszę! - zaczęła, narzucając sobie swobodny ton i przywołując na twarz lekki uśmieszek, gdy mężczyzna zbliżył się wystarczająco - Czemu zawdzięczam ten zaszczyt?
- Chodź - rzucił sucho w odpowiedzi.
Na jego twarzy dostrzegła jedynie irytację. Przygryzła wargę i obejrzała się na statek. Być może był to ostatni raz, kiedy go widzi. Wiedziała, że nie ma sensu pytać, gdzie Łapa ją prowadzi. Odwrócił się już i ruszył przed siebie. Pomimo ukłucia niepokoju ruszyła za nim. Coś jej mówiło, że podchodzenie do ofiary i ciągnięcie jej przez miasto, zanim ją zamorduje, to nie był sposób jego działania. Nawet jeśli w pewnym momencie, przewiązał jej oczy opaską, by nie mogła widzieć gdzie idą.
Niedźwiedź chciał ją widzieć. To wyjaśniało złość na twarzy Łapy, który został zdegradowany do roli zwykłego posłańca, choć skłoniło ją też do zastanowienia się, jaki jest tego powód. Zaprowadzono ją do pomieszczenia, w którym kiedyś spędziła tyle czasu przywiązania do krzesła. Tym razem jednak nikt jej nie związał, ani nie odurzył. Uznała to za dobry znak. Mało kto znał swoje imiona w Szarych Kłach. To ograniczało straty w takich momentach, jak ten, gdy Szczur został schwytany. Nie mógł zdradzić ich tożsamości. Może Phyrra nie wiedziała zbyt wiele o Niedźwiedziu, natomiast miała świadomość, że należało się go bać. Nie tylko dlatego, że był potężnej postury, czemu zawdzięczał swój przydomek, ale w zasadzie pociągał za sznurki. Prawie nigdy się z nią nie kontaktował. W zasadzie nie widziała go od tamtego dnia, gdy dał jej wybór - dołączenie do Szarych Kłów albo śmierć. Nic dziwnego, że serce podeszło jej do gardła, gdy zastała go, czekającego na nią, przechadzającego się nerwowo po pokoju. Dopiero na jej widok zatrzymał się i przybrał na twarz maskę zimnej obojętności. O sekundę za późno. Szarym Kłom najwyraźniej paliły się tyłki. Ile wiedziała Igła? Ile wiedział Szczur? Czy może zniknęli też inni? A może chodziło o coś innego? Zachowała te pytania dla siebie.
- Chciałeś mnie widzieć - rzuciła, przekrzywiając lekko głowę. Nie opanowała odruchu sięgnięcia do swojego policzka, gdzie niegdyś zostawił jej bliznę, jako przypomnienie, że ma nad nią władzę.
- Lepiej będzie, jeśli tym razem naprawdę znikniesz, Zjawo.
Ton w jego głosie sprawił, że odruchowo cofnęła się kilka kroków w stronę drzwi, szacując swoje szanse na ucieczkę. Były nikłe, Zwłaszcza zważywszy na to, że wpadła prosto na Łapę, który odepchnął ją z powrotem. Będzie musiała walczyć. Niedźwiedź jednak tylko się zaśmiał.
- Szkoda by było stracić taką cenną... marionetkę - była cenna?! Może i tak. Przecież wykazała się lojalnością. Nigdy nie próbowała uciec, ani działać przeciwko nim. - Tutaj mamy tymczasowe, hm, zawieruchy. Przydasz się bardziej poza Proxolą, Phyrro. Phyrro Carkalyn
Przełknęła głośno ślinę, gdyż jej imię i nazwisko było wyraźnym ostrzeżeniem, że Niedźwiedź wie kim ona jest i zawsze zdoła ją wytropić. Jednak w jej głosie nie było drżenia, gdy prosiła o wyjaśnienie. Już dawno nauczyła się, że należy jak najlepiej ukrywać każdą słabość. Każdą niechcianą emocję, która mogła być obrócona przeciwko niej. Miała zniknąć z miasta i nadal być przydatna. W Proxoli Szare Kły miały ugruntowaną pozycję, ale i w paru innych krajach przecierali już szlaki. Wysłuchała rozkazów i oczy aż jej się zaświeciły. Wysyłali ją do Larnwick. Do Aglar. Tam, gdzie prawdopodobnie była jej matka. Miała dołączyć do osób, których zadaniem było dopilnować, aby współpraca z Szarymi Kłami i Bractwem Piratów dobrze się układała. Współpracować z nimi. Phyrra nie zadawała pytań, choć czuła, że może kryć się za tym coś więcej.
Kiedy ponownie stanęła przed Pająkiem i Hakiem, ci wyglądali jakby zaraz mieli poszczać się ze szczęścia, ze wyszła z tego spotkania żywa.
- Już dobrze, dobrze. Przestańcie skakać wokół mnie jak ucieszone psy z wywieszonymi jęzorami. Mamy mnóstwo roboty. Musimy dostarczyć towar, a potem jedziemy na przygodę.
Jak powiedziała, tak zrobili. Dała im i sobie czas na spakowanie najcenniejszego dobytku, a potem popłynęli odstawić te nieszczęsne kobiety spod pokładu, do burdelu w stolicy, w którym miały spędzić resztę życia. Potem wyruszyli do Larnwick, gdzie mogła zacząć z czystą kartą. I spróbować odnaleźć matkę.
Od tego czasu minęło pięć lat, a Phyrra w zasadzie się już zadomowiła, pod przykrywką zwykłej rybaczki, choć ani Haka, ani Pająka już od jakiegoś czasu nie ma z nią.
Kod stworzony przez Disney; Dostosowany do stylu forum przez Noritoshiego
Powrót do góry Go down
https://testwanko.forumpolish.com
 
Phyrra Carkalyn
Powrót do góry 
Strona 1 z 1

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Testowanko :: Fabuła :: Spis ludności-
Skocz do: